ŻŁOBEK u dwulatki. Pierwsze 7 dni – dzień po dniu.

Dziś Amelia kończy dokładnie 2 lata i 2 miesiące. Cały czas mówiłam, że żłobek jest konieczny do dalszego rozwoju i podtrzymuje swoje zdanie, ale nie myślałam, że będzie to tak ciężkie emocjonalne dla mnie. ok.

Każdy kolejny dzień będę opisywała po powrocie z Amelią do domu, póki emocje nie opadły i pamięć jest „świeża”.

DSC_0747

ZACZYNAMY przygodę ze żłobkiem !!!

#DZIEN 1

aaaaa ! Największy problem był ze wstaniem o godzinie 7. Wiem, że niektórzy teraz łapią się za głowę i kręcą nosem, że oni to wstają o 5, ale u nas optymalną godziną do pobudki zazwyczaj jest 9. Ja jak to ja, wstałam na rzęsach a Amelię ubierałam na śpiocha. Rano butla z mlekiem i 15 min spacerem do żłobka. Weszłyśmy, wszystko robiła sama oczywiście, przebrała kapcie i za rękę poszłyśmy pod drzwi sali. Jedyną rzeczą, która mnie przerażała to te wrzaski za drzwiami i płaczące dzieci na korytarzu. Nie mogłam pokazać, że się ich boje (haha),bo to nie było by wychowawcze w stosunku do Mel. Buzi, papa i poszła za rączkę z Panią ciocią. Po 12 pojechałam ją odebrać. Minęły 4 godziny, długie godziny, które zleciały jednak jak 4 minuty. Każde jedno dziecko które wychodziło do rodzica miało gluty pod nosem od płaczu i łzy jak grochy lecące z oczu. Ścisnęło mnie. Pani poszła po Amelię. Wyszła taka biedna, zapłakana i rzuciła się mi w ramiona. Płakała cały czas. Poszłyśmy się przebrać i nie chciała mnie puścić na 3 minuty nawet. Wyszłyśmy. Uspokoiła się dopiero w drodze do domu. Zaczęła opowiadać co robiła, że tańczyli i, że mnie wołała a mnie nie było. smuteczek. Cały czas Jej tłumaczę, że mama zaprowadza Ją tam żeby pobawiła się z dziećmi, że nie mogę Jej zabierać ze sobą, że mamusia idzie do pracy. Mówi, że rozumie, ale to nie zmienia faktu, że Jej smutno i mnie woła a ja nie przychodzę. Taką zasmarkaną i zapłakaną odebrałam pierwszego dnia. Serce mnie kłuło, ale trzeba przetrwać ten najgorszy okres adaptacji. Później musi być lepiej. Zobaczymy co będzie się działo jutro, już się boje – serio!

#DZIEŃ 2

Powtórka z rozrywki, czyli ubieranie na śpiocha. Tym razem jakoś szybciej mi się szło do żłobka i mniej stresu niosłam na barkach. Amelia grzecznie przebrała się i poszła pozjeżdżać na zjeżdżalni pod drzwiami do sali. Nawet nie specjalnie zwracała uwagę na przychodzące i płaczące od progu żłobka dzieci. Pomyślałam o! ekstra! Jednak nie było tak dobrze jak się zapowiadało. Wyszła po nią Pani ciocia i chyba stałyśmy zbyt długo, bo Amelia zdążyła zauważyć, że to ten moment w którym zostaje beze mnie. Uwiesiła mi się na szyi i nie chciała iść do sali. Rozpłakała się. Myślałam, że walnę beksę razem z Nią! Byłam dzielna wiecie 🙂 wyszłam. Postanowiłam jednak dziś odebrać Ją przed obiadem o 11. Wpadłam tez na genialny pomysł żeby zaprowadzać Ją o dwie godziny później (na 10 po śniadaniu) i odbierać po obiedzie. Powiedziałam o tym Pani dyrektor, która wybiła mi ten pomysł z głowy. Chciałam dobrze, ale chyba nie byłoby to najlepsze podczas adaptacji. Amelka zaczyna uczyć się, że zostaje od 8 z dziećmi, je śniadanie, później zabawy i tak ma wyglądać przecież Jej dzień przez najbliższy rok. Nie mogę zmieniać planu dnia. Niech przyzwyczaja się do nawyków których uczą Panie ciocie i dostosuje się do zasad panujących w żłobku. Poszłam po Nią ze ściśniętym żołądkiem i sercem w gardle. Miałam przed oczami scenę z wczoraj. Drzwi się otworzyły a tam… idzie moja dzielna dziewczynka. Oczy miała mokre od łez, ale nie płakała!!! Pani ciocia mówiła, że dziś było lepiej. W szatni już się cieszyła i uśmiechała. Kamień spał mi z serca. Przed żłobkiem czekała na Nią kumpelka Blanka i nim się zorientowałyśmy z koleżanką, nasze dziewczyny pobiegły na plac zabaw. Obie dzielne i z każdym dniem odważniejsze będą. Wiem, że „jedna jaskółka wiosny nie czyni” i jutro może być gorzej niż dziś i wczoraj, ale jestem dobrej myśli i nie zakładam najgorszego. Jestem dumna, aż mnie ściska w brzuchu. Kocham Ją szalenie. Oby jutro było tak samo lub lepiej 🙂

#DZIEŃ 3 kryzys

Tak. Przytrafił się kryzys. Wiedziałam, że to nastąpi, ale tak na prawdę nie przyjmowałam tego do siebie. Rano standard – ubieranie na śpiocha, później szybki marsz w stronę żłobka. W połowie drogi Amelia zorientowała się gdzie idzie OMG! resztę drogi płakała, że nie chce iść do dzieci. Płakała wchodząc po schodach, przebierając kapcie i kiedy wchodziła do sali. Wyszłam i płakałam z nią pod oknem. Musiałam szybko stamtąd uciec, bo przez myśl przechodził mi pomysł żeby cofnąć się po nią, ale to nie tędy droga. O 12 stawiłam się u Pani dyrektor z opłatami i usłyszałam, że moja Amelia robi najdłuższe awantury ze wszystkich dzieci. Pomyślałam „no co jest”…kurczę byłam pewna, że będzie jednym z kilku dzieci, które jako pierwsze się zaaklimatyzują, a tu psikus. Nauczka. Wyszła taka bidulka zapłakana i smutna. Pani opiekunka potwierdziła, że dziś było gorzej i faktycznie był to chyba kryzys żłobkowy. W drodze powrotnej było już dobrze, buzia uśmiechnięta i pomimo złego dnia mówiła, że chce iść jutro do dzieci. Mamy wszystkich płaczących maluchów w żłobku/przedszkolu – TRZEBA TO PRZETRWAĆ, NIE MOŻEMY POKAZYWAĆ DZIECKU NASZYCH SMUTNYCH MIN I ŁEZ, NIC ZŁEGO NIE DZIEJE SIĘ NASZYM MALUCHOM, SĄ POD DOBRĄ OPIEKĄ A KONTAKT Z RÓWIEŚNIKAMI JEST IM NIEZBĘDNY DO LEPSZEGO ROZWOJU, pamiętajmy o tym! NIE JESTEŚMY ZŁYMI MATKAMI I NIE MOŻEMY TAK POMYŚLEĆ NIGDY – NEVER – NEVER  !!!

#DZIEŃ 4 powrót po weekendzie (3dni bez żłobka)

W piątek mieliśmy badania u okulisty, więc Amelia miała długi weekend:) Obawiałam się tego dnia. Nie dość, że zna drogę do żłobka, wie, że tam zostaje bez mamy, po kryzysie czwartkowym myślałam, że będzie jeszcze gorzej. W drodze zapytała tylko czy idziemy do dzieci? Nie będę jej okłamywać i oczywiście odpowiedziałam prawdę, że tak. Był bunt bez łez. Wytłumaczyłam, że idę do pracy a ona idzie się bawić, tańczyć i śpiewać, że będzie fajnie i musi wszystko zapamiętać żeby mi opowiedzieć. Zagadywałam ją do samego wejścia. Mina była kwaśna podczas zakładania kapci i płacz kiedy Pani ciocia otworzyła drzwi, ale poszła sama. uf. Po 12 wyszła do mnie zapłakana dziewczynka – znów. Na szczęście szybko jej przechodzi i w szatni już się rozpogadza. Nadal trwa „fala” i kiedy jedno zaczyna płakać reszta automatycznie się dołącza. Pani mówi, że to jeszcze potrwa i trzeba uzbroić się w cierpliwość. W drodze powrotnej Amelia opowiadała mi o cioci Małgosi, że ją bardzo lubi i, że jest to jej przyjaciółka. Światełko w tunelu, bo cały czas mówi, że chce tam wrócić.

#DZIEŃ 5

Wstawanie nadal bez zmian. Dziś wydarzyło się coś fajnego. Amelia zabrała swojego ulubionego dinozaura z domu i powiedziała, że idzie do dzieci i cioci Małgosi. Bez płaczu, sprzeciwu i złego humoru dotarłyśmy do żłobka, weszłyśmy do szatni pełnej płaczących dzieci i z dinozaurem w ręce poszła na salę. Dała mi tylko buziaka i zrobiła „papa”. Widziałam, że szuka wzrokiem kogoś wchodząc na sale, może ma już jakaś koleżankę? albo szukała cioci Małgosi, której chciała dać dino. Ulżyło mi niesamowicie, pomyślałam, że może się już przemogła. Niestety. Wyszła do mnie zapłakana dziewczynka. Po rozmowie z Dyrektorką byłam optymistycznie nastawiona, bo pochwaliła Amelkę. Podobno było już lepiej, nie płakała tyle i ładnie się bawiła. Odbieram ją o godzinie 12, zaczynam sobie tłumaczyć te ciągłe płacze o tej godzinie zmęczeniem. Ogólnie Amelia nie zawsze drzemie w dzień, coraz częściej zdarzają się dni bez drzemek, ale poranne wstawanie ją męczy. Powrót do domu zajmuje nam około 20-30 min (po drodze zakupy na obiad robimy) i kiedy jesteśmy w domu od razu idzie spać. Wstaje po 1-2 h i jest tą samą co zawsze uśmiechniętą dziewczynką. Przez dwa tygodnie będę prowadzać ją na 4 godziny dziennie, później zobaczymy jak się zaaklimatyzuje i czy będzie chciała spać w żłobku. Po dwóch tygodniach chciałabym zostawiać ją do 14:30 (o 14 jest zupka ). Zobaczymy jak minie ten tydzień i następny, wtedy będziemy decydować co dalej.

 #DZIEŃ 6

Dziś wstała sama o 7:20. Mleko, ubieranie i spacer do żłobka. Całą drogę nie odezwała się słowem! Do żłobka wchodziła sama i w szatni nawet psociła. Sama zapukała po Panią ciocie i dala buzi. Trochę marudziła, ale znów kogoś szukała wzrokiem na sali. Poszła. Mam nadzieje, że kiedy już przyzwyczai się do nowego miejsca to będzie normalnie jeść, bo z tym jest problem u niej. Panie mówią, że niechętnie je. Ogólnie Amelia nie należy do łasych dzieci na jakiekolwiek jedzenie czy słodycze i martwi mnie to czy opiekunki dopilnują żeby cokolwiek zjadła. Rano wypija mleko, o 8:30 jest śniadanie w żłobku i później o 11:30 obiad – kiedy ją odbieram pytam czy jadła, zawsze ta sama odpowiedź – „skubnęła”…a ile to jest? wracając do domu daje jej bułkę, serek, banana – coś żeby zjadła, zjada czyli jest głodna. Nie wiem jak to ogarnąć. Myślałam, że kiedy będzie widzieć jedzące dzieci to zachęci się też i będzie ładnie jeść. Może potrzebuje czasu, bo pewnie większość tych „nowych” tak się zachowuje. Pilnuje tego tematu, bo to nasz słaby punkt. Dziś zjadła kaszę, mięsa nie tknęła co u niej to dziwne, bo jest raczej mięsożercą. Przy odbiorze nie było inaczej niż przez ostatnie dni – płacz. Pani mówi, że ciągle robi awantury i nawet potrafi tupnąć nogą przy kłótni. wow! Moje dziecko się tak nie zachowuje przecież!? A jednak, jest strasznie uparta. Mam nadzieję, że to minie. W domu tak się nie zachowuje, może to kwestia tego, że są tam obce jej jeszcze osoby, no nie wiem. Po żłobku poleciała na plac zabaw z koleżanką Blanką i swoim sposobem dziewczyny wymusiły dłuższy czas na zabawę na placu. Ogólnie złe humory szybko im przeszły. Żałuję, że nie możemy przepisać się do grupy Blanki (rówieśniczka i nasza sąsiadka), bo z pewnością było by im łatwiej na początku. Dzień 6 przetrwany. Każdy mały sukces tak jak zjedzenie dzisiejszej kaszy, napawa mnie optymizmem, że będzie z dnia na dzień lepiej.

#DZIEŃ 7

Fam fary! dzień 7 zaczynamy po ciężkiej i nieprzespanej nocy. Amelia o 2 w nocy postanowiła urządzić „nocną furę” i szukać dinozaura. Na nic tłumaczenia, że został w aucie a jest środek nocy; oszustwa, że bambi kocha ją bardziej czy straszenie karą, że nie dostanie jutro kinder niespodzianki. Miauczki  trwały do prawie 4. Nie wiem do tej pory co jej się ubzdurało, ale co jakiś czas tak ma, może to był zły sen. Rano była nieprzytomna, więc postanowiłam zaprowadzić ją po śniadaniu. W żłobku byłyśmy o 9. Oczywiście zostać tam nie chciała i już w drodze wiedziałam, że lepiej niż wczoraj nie będzie. Jak to się mówi „nadzieja matką głupich,ale każda matka swoje dziecko kocha”, więc nadal trzymałam kciuki, że dzień skończy się happy endem. NIESTETY. Przy odbiorze bez zmian, zapłakana dziewczynka. Ciężko jest patrzeć na swoje dziecko w takim stanie. Mam ochotę rzucić to wszystko i siedzieć z nią w domu, ale nie mogę. Dziś był smutny powrót do domu. Nie wiem czy jest to  spowodowane zmęczeniem dziecka i tym, że niedospała w nocy, czy po prostu nie radzi sobie? Mam wątpliwości po tych 7 dniach i chyba w tym momencie następuje kryzys u mnie. Muszę się poradzić kogoś mądrego w tym temacie. Chętnie dowiem się jak to wyglądało w Waszych przypadkach, bo szczerze to jestem trochę podłamana tymi płaczami i jej wyciszeniem w drodze do domu. Tydzień kończy nam się nieco smutno, mam dużo wątpliwości i pytań, ale żeby nie kończyć w takim klimacie to … przytoczę nocną, rodzinną rozmowę :

DSC_0778

sytuacja: Amelia krzyczy i płacze o dinozaura!!! głośno i widać, że nie zamierza przestać, godzina chwilę po 2.

Ja: Amelka śpij, dinozaur śpi w aucie i rano przyjdzie do Ciebie się przytulić,

Amelia: aaaaaaaaaaaaaaaaaa chce dinozaura!!!!!!!!!

Ja: Misiu, rano dostaniesz swojego dino, śpij, połóż się,

Amelia: AAAAAAAAAAA, daj dinozaura!!!!!!!!

PRZEMEK (który wstaje po 4 do pracy) : Amelia śpij, bo zaraz wyginiesz jak ten dinozaur.

TADAM 😀

Czekam na Wasze doświadczenia w żłobkowym survivalu. Hepl, bo mam nadzieję, że nie jestem jedyna z tymi niepewnościami 😉

Do następnego, xoxo

26 komentarzy

  1. Co prawda moje dziecko, jeszcze w brzuchu, nigdzie nie musi chodzić i zostawać, a ja nie muszę się dzięki temu denerwować..ale mam pewne doświadczenie w tej sprawie, od drugiej strony:) jestem nauczycielką i pracowałam w żłobku:) Było mnóstwo sytuacji, kiedy to dzieci płakały cały dzień przy oknie i wołały mamę, ale… to minie:) może teraz ciężko w to uwierzyć, ale z dnia na dzień będzie lepiej. Amelka pozna lepiej dzieci, panie, będzie mnóstwo atrakcji w przedszkolu, dzięki temu się przyzwyczai. Nie dzieje jej się tam krzywda, panie pocieszają, przytulają, zagadują:) Bo jak tu się oprzeć takim słodkim maluchom? Myślę, że to tylko kwestia czasu, musicie być dzielne i konsekwentnie maszerować co rano do dzieci:) Trzymam kciuki! pozdrawiam:)

    1. Wszystko co piszesz to prawda 🙂 czekam na ten piękny dzień w którym zrobi mi „pa” z uśmiechem i pobiegnie do koleżanek i tak samo z uśmiechem wyjdzie kiedy będę ją odbierać. Amelia szybko łapie kontakt z ludźmi, ale nie myślałam, że tym razem będzie to dla trudność…jednak zawsze wcześniej była ze mną, a tu zostaje sama z obcymi. Oswoi się, pozna i będzie lepiej 🙂

  2. Szkoda małej, ale da radę;* aż się boję co się będzie działo jak Staś zacznie chodzić do żłobka…

    Puenta miazga! Zostaję fanką Przemka! :p

  3. Pomimo tego, że nie mam jeszcze swoich dzieci, to świetnie się to czytało -masz lekkie, fajnie, niewymuszone pióro 🙂 Mam nadzieję, że kolejny tydzień będzie lepszy. Przemek – mistrz ciętej riposty 😀 Pozdrawiam!

    1. Bardzo dziękuję 🙂 Też mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu będzie lepiej, chociaż właśnie Amelia wstała z gorączką:/ i nie wiem czy kolejnych dni nie spędzimy w domu. Przemek potrafi nas „pocieszyć” kiedy trzeba 🙂

  4. Od pewnego czasu przeglądam Twojego bloga. Mam chrześniaczkę, 4 latka, Bernadettka. Chodzi już do przedszkola od roku. Wcześniej nie było takiej potrzeby. Tak samo jak i u Was na początku była tragedia, ale po jakimś czasie nie było płaczu ani przy wejściu, ani przy wyjściu. Mimo że Benia ciągle opowiada o dzieciach, co robią, w co się bawią, to mówi też, że nikt jej tam nie lubi, a jednak rano płaczu nie ma, je ładnie ze wszystkimi i kłócić też się już przestała 🙂 Musisz być twarda, Amelka się przyzwyczai, dacie radę :-*

  5. Siedzę i czytam opis każdego dnia Waszych żłobkowych początków i aż mi łezka poleciała…Moja Emi również zaczęła od 1 września żłobek, pierwsze 4 dni odprowadzał ją tata, ja pod pretekstem, że podobno na początku tak lepiej dla dzieci trochę chyba stchórzyłam, ale może to nie był głupi pomysł, no więc pierwsze 4 dni wchodziła z płaczem a wychodziła uśmiechnięta, pani mówiła że to wesoła dziewczynka, że radzi sobie coraz lepiej i nie płacze, byłam mega szczęśliwa, w poniedziałek weszła już nawet na sale bez płaczu, ja już odetchnęłam z ulgą, że najgorsze za nami, niestety nic bardziej mylnego, ponieważ odbierałam już jak to napisałaś zapłakaną dziewczynkę, i tak od poniedziałku do dzisiaj 🙁 serce pęka, ale myślę sobie skoro chcę aby ona była dzielna to ja muszę być dzielniejsza od niej, codziennie wchodzi bez płaczu a wychodzi zapłakana, zupełna odwrotność poprzedniego tygodnia. Panie pocieszają mnie, że trzeba dać jej czas, że niestety tak bywa, że w żłobku dzieci mają plan dnia i muszą się go trzymać, zupełnie inaczej niż w domu z mamą gdzie powiedzmy robią co chcą i kiedy chcą. A co do jedzenia to Emi jest z kolei dość łasym dzieckiem na jedzenie i nie mam z tym problemu, jednak w żłóbku do tej pory zjadła raz pół kromki chlebka w tamtym tygodniu, myślę, że działa tutaj bunt i jakby nie patrzeć stres dla dziecka. Mam nadzieje że nasze dzieci szybko się zaklimatyzują, życzę tego Wam i nam 🙂

  6. Aga nie chce cie straszyć e u nas mała chodzi od miesiąca do żłobka (poszła w sierpniu) żeby załapać trochę odporności. Odporność normalnie ma ok a tu pi 2 dniach infekcja a później się zaczęło . No ale nic.. Ogólnie przez cały miesiąc płakała jak ja odprowadzalam Pani mówiła że ogólnie było ok ale każde dziecko jest inne więc jak przychodziłam to też płakała ale z takim żalem że ja tu zostawiłam i nie było mamy. A teraz po miesiącu pierwsze dwa dni sukcesu idzie do dzieci mówi że dzieci są i nie ma płaczu tylko robi papa i leci do Pani do której najlepsze wcześniej nie była przekonana. No ale cóż.. Też serce sie kraja jak widzisz swoje dziecko smutne a na codzień jest uśmiechnięte. Jakoś damy radę i My MAMY też będziemy zadowolone. Buziaki dla Mel. ???

  7. Najgorsze zapewne są te momenty, kiedy widzisz małą ze łzami w oczach… ale wg mnie warto przeczekać ten trudny okres. Będę trzymać kciuki za same uśmiechnięte powroty 🙂 Śledzę Was na insta, na snapie, jesteście mega pozytywną rodzinką i nie takie trudności jak adaptacja żłobkowa przetrwacie! 😉 Czekam na kolejne wieści z frontu i pozdrawiam! 🙂

  8. Mój synek ma 2,5 roku pierwsze 2 dni w przedszkolu były ekstra, zostawiałam go na 4 godziny biegł do dzieci bez oglądania się za mamą i płakał kiedy go odbierałam, że chce zostać. 3 dzień- kryzys, już w szatni płakał, że on bez mamy nie pójdzie ,uwiesił się mocno na szyi i nie chciał iść. Pani wwzięła go na salę z płaczem, a ja siedziałam 4 h pod przedszkolem w razie czego :D, jak przyszłam go odebrać trochę płakał ale nie było tragedii. 4 dzień tata zawoził go do porzedszkola- pierwszy dzień, w którym zostawał z dziećmi cały dzień. Bałam się jak zaśnie czy zje obiad itp. W domu był trochę płacz, oczywiście płakałam razem z nim, jak wyszli. Ku mojemu zaskoczeniu tata zadzwonił i powiedział, że płakał tylko chwilkę, dzielnie poszedł za rękę z ulubioną ciocią, ze spaniem nie było problemu jako pierwszy zasypia i ostatni budzi się. Do tej pory rano mówi, że nie chce iść do przedszkola i trochę marudzi ale po przekroczeniu drzwi chętnie przebiera kapcie i idzie z cicoią Anią na salę do dzieci. Jak go odbieramy jest zadowolony i mówi, że było fajnie, wczoraj nawet powiedział: ,,Mamo to był wspaniały dzień” :D, także głowa do góry, to tylko kwestia czasu kiedy Mel się zaklimatyzuje. Trzymam kciuki :*

  9. Aga ja juz mam dwa maluchy co prawda w przedszkolu a nie w żłobku ale Twoja Amelka jest tak mądra, kontaktowa i rozwinięta i masz ten komfort ze mozesz z nia pogadac i powie co lubi a co nie. Kiedy Borys poszedl do przedszkola 8-15 siedzialam i nie robilam nic czekalam az minie ten czas, kiedy zadzwonilam do znajomej z przedszkola zeby zobaczyła jak moje dziecko sie zachowuje uslyszalam ze caly czas placze, lezy na fotelu i placze, serce mi pękało. Kolejne dni nie byly lepsze kiedy on histeria w szatni i Pani ktora chwyta go za reke i ciągnie do sali na sile myslalam ze ja ja zaraz chwycę!! jak tak mogla??!!! Przeciez ja bym mu to wytłumaczyła czulam sie strasznie!!! Kolejne dni wyglądały tak samo tylko z czasem zrozumiałam Ze czym dluzej tam jestem i tlumacze tym gorzej wiec sama wolałam Pania zeby go zabrała dalam buziaka i nawet sie nie odwracając wychodzilam zeby nie widział ze mi tez jest ciezko. Z kazdym dniem bylo lepiej u nas trwało to moze tydzien-dwa potem byl etap negocjacji a przyjdz po obiedzie (12:00) nie złamałam sie tak mi radzono. Zbierał usmiechy u mnie kiedy nie plakal zawsze czekalam z jakim lakociem potem za caly tydzien byla nagroda. Teraz jest ostatni rok a ha pytam kiedy to zleciało, tyle fajnych chwil tam spędził tylu kolegów poznał. Kiedy zaprowadzalam go do przedszkola lub odbierałam, towarzyszył nam Maks ktory w zeszlym roku zaczal swoja przygodę…niby wszystko wiedzial rozumiał i widział ze brat chodzi ale to co wyprawiał to byla tragikomedia. Byl bardziej agresywny ? wnosiły go dwie panie za rece i nogi a on sie darł kopał jakby go zabierały na żeź. Przysięgam tak to wygladalo. Serce bolało ale juz mniej bo wiedzialam ze to minie, potem okazało sie ze te cyrki to tylko przez chwile byly poki mogl mnie widzieć lub słyszeć. Dzis uwielbia przedszkole choc weekendy wolne tez ? ja widze jak sie rozwija i wiem ze nigdy nie byłabym wstanie nawet w połowie przekazc im tego co dostają w przedszkolu. Aga wiem ze jest ciezko i jeszcze pewnie bedzie ale to jest tylko dla jej dobra dla jej rozwoju. Musisz to przetrwać i byc szczęśliwa idąc tam z nia zarażać ja ta radością wmawiać to zadowolenie, zaraz przyjdzie dzien ze bedziesz sterczeć pod drzwiami a ona bedzie chciala jeszcze tam byc ? ja za rok odstawiam mala i pewnie bede przeżywała to wszystko od nowa bo wiesz…ta dziewczynka to jak moje pierwsze dziecko a wtedy ty mi napiszesz „to minie”. Trzymam kciuki bardzo mocno nie poddawaj sie nie zmieniaj jej godzin nie skracaj przynajmniej na poczatku zeby juz złapała ten rytm. Jestes dzielna i ona tez. Buzka

  10. Każde dziecko jest inne ale po tym co piszesz wydaje mi sie ze ona jest za mała jeszcze na takie rozstanie z mama
    My chodzimy na zajecia i widzę jak większość dwulatkien jest ,, przyklejona’ do mam
    Rozumiem te mamy , które muszą pracować ale czy nie lepiej pochodzić gdzies z dzieckiem ,, do dzieci ” i dopiero za jakiś czas oddać na kilka godzin
    My jeździmy 10 przystanków 3 razy w tyg zeby mieć kontakt z dziecmi a za rok do przedszkola ale widzę jaki dobry wpływ maja takie zajecia.oswaja sie z innymi dziecmi ale mama obok i czuje sie bezpiecznie
    Nie jest rzucony na głęboka wode tylko stopniowo
    Pozdro 🙂

    1. Chodziłam z nią na zajęcia – rytmikę, odwiedzamy place zabaw i znajomych, nie wydaje mi się żeby była zbyt mała. Znam ją i to, że płacze to jest wymuszanie na mnie tego czego ona chce. Nie chodzi do żłobka na cały dzień a na kilka godzin, więc też nie „rzuciłam jej na głęboką wodę” 😉 Będzie dobrze kiedy w końcu się oswoi a dzieci przestaną płakać, bo to „przeszkadza” jej najbardziej. pzdr!

      1. Oczywiście, że nie jest za mała! Nawet jeśliby się zostawiło rok dłużej dziecko w domu to i tak płakało by w przedszkolu, to jest nieuniknione, jedne dzieci oswajają się szybciej drugie później. A chodzenie na rytmikę czy inne zajęcia to nie to samo co rozstanie z mamą, ja też z moją córą chodziłam, i wyglądało to tak, że ona sobie sama wszystko a ja gdzieś tam z boku, wcale nie była przyklejona, ja się nawet cieszyłam, że tak nie jest 🙂 w żłobku czy w przedszkolu dzieci mają plan dnia, którego muszą się trzymać, a z mamą jednak był luz bluz. Jasne że szkoda się rozstawać, ale będzie szkoda i za rok i za dwa lata. Moja córka ma rok i 8 miesięcy i również uważam, że nie jest za mała, owszem żal mi, ale przede wszystkim dlatego, że ten czas tak szybko zleciał i dziecko mi urosło 😉

    2. Tez tak mysle. Takie mocne przeżywanie moze byc oznaka emocji związanych z potrzeba bycia z mama jeszcze przez chwile. Możliwe ze krótka chwile a moze i dłuższa. Nigdy w życiu nie uznałbym tego za wymuszanie. Ostatnio panuje taka moda,dziecko szybciej trzeba uspoleczniac. Za chwile bedzie moda na pobyt z dzieckiem i dostosowanie jego indywidualnych potrzeb co do wieku pójścia do przedszkola. Itp Powodzenia i oby nie odbiło sie to w żaden negatywny sposób na małej,bo niestety znamy takie przypadki 🙁

      1. Każdy zna swoje dziecko najlepiej, ja widzę po niej, że jest to w pewnym stopniu „fanaberia”; nie mówię, że bliskość jest jej niepotrzebna, ale nie zostawiam jej tam na cały dzień. Nie podążam za modą związaną z uspołecznianiem – pierwsze słyszę w ogóle, ale nie mam innego wyjścia bo nie mogę pozwolić sobie na zostanie z nią w domu. Jeśli będzie coś „nie tak” to z pewnością nie będę na siłę jej tam prowadzać, trzeba będzie szukać alternatywy, ale na razie jest lepiej i na sto% będzie niedługo z chęcią tam chodzić.

  11. Znam ten ból ale z drugiej strony – jestem opiekunką w żłobku . Okresy adaptacyjne są zawsze cieżkie zarówno dla dzieci jak i rodziców. Kazde dziecko jest inne i każde potrzebuje innego czasu na przyzwyczajenie sie do nowej sytuacji i miejsca. Niektóre dzieci przychodzą i po paru dniach przybiegają do nas zadowolone , inne potrzebują nawet paru tygodni i są to tygodnie płaczu przytulania i noszenia na rękach. Amelka napewno przekona sie do żłobka , potrzebuje tylko czasu 😉 pozdrawiam i życze powodzenia 😉

  12. Ja zrezygnowałam z pracy dla córki.nie uznaje zlobka,chyba ze to sytuacja podbramkowa. Zrezygnowałam z dużych dochodów,bo myśle i widze ze moja 2latka nadal ogromnie potrzebuje bliskości mamy i rodziny na co dzien. Rytuały,chęć przytulania,uczenie,poznawanie nowych czynności,to wszystko jest na tym etapie tak wazne dla jej dalszego rozwoju emocjonalnego,ze nie,nie wróciłam do dobrej pracy. Tak przyzwyczaiłaby sie po jakimś czasie,bo dziecko nie ma wyjścia,ale widziałam juz przypadki przerażonych rodziców,gdy dziecko zmieniało sie na niekorzyść.wieksE smutki,brak bliskości,moczenie w nocy itp I to nie z powodu jakis drastycznych wydarzeń w żłobku.po prostu to zbyt duze obciążenie było dla małej głowy.na uspołecznienia tak modne w tych czasach przyjdzie czas. Moja ponad 2letnia córa lepiej radzi sobie w kontaktach i zabawie niz weterani przedszkolaki.a kontakt z dziećmi na wiele innych sposobów ma.nie wyobrażam sobie bym zostawiała ja na całe dnie a ona płakała by ciagle i czuła sie opuszczona przez najważniejsze osoby w życiu.moja kumpela posyłała córę do przedszkola dopuerowbwieku 4lat.wczesniej uznała ze inne formy kontaktów i rozwoju bedą dla tej dziewczynki lepsze.corka skończyła 4lata,stała sie otwarta, odważna,pełna chęci poznania swiata,poszła do pkola,nigdy nie zapłakała,nie chorowała non stop jak młodsze dzieci.wszystko buło naturalne,szło swoim tokiem. Nikogo tu nie oceniam.kazdy ma swoje podejście. Moj brat chodził do zlobka i pkola.nigdy go to nie uspolecznilo.nadal w wieku 40 lat jest outsiderem.ja nie chodziłam do zlobka i pkola.i zawsze byłam 'dusza towarzystwa’radzaca sobie z kazdymi przeszkodami.nie ma reguł. Mam dziurę w finansach,nie jeżdzę do spa,kawę pije zimna w biegu.ale wypuszcze w swiat dziecko pewne siebie,ciekawe swiata,z totalnym poczuciem bezpieczeństwa.ale to w uproszczeniu moja recepta na moje zycie.a wam życzę braku łez malutkiej!pozdrawiam serdecznie.

    1. Ja również nie chodziłam do żłobka czy przedszkola, wyrosłam na przemega-empatyczną osobę, ale nie uważam, że jest to zasługa niechodzenia tam. Nie będę pisać o powodach mojego powrotu do pracy (ale napiszę, że nie śpię na pieniądzach, jak większość ludzi). Uważam, że dziecku potrzebny jest kontakt z innymi dziećmi, takich nie ma w naszej okolicy a żeby dojeżdżać do takiej grupy też trzeba „zainwestować”, więc wybieram żłobek który mam 15min drogi od domu pełen dzieci w wieku Amelki i z przemiłymi paniami opiekunkami. Kiedyś będziesz musiała wypuścić dziecko w świat i odstawić od siebie. Amelia dostaje od nas wszystko co najlepsze i tyle miłości, że wylewa jej się uszami – tak podejrzewam 😉 Żłobek czy przedszkole na sto procent nie zmieni w niej tego jakim będzie człowiekiem. Znam swoje dziecko i to, że „panikuje” to kwestia wymuszania i wiem doskonale, że to minie i żłobek będzie jej ulubionym miejscem do którego chodzi. Zgadzam się, każdy ma swoje przekonania i racje dlatego nie neguje mam, które postanowiły zostać z dziećmi w domu, ich wybór. Dziękuje za komentarz i również serdecznie pozdrawiam 🙂

      1. Pani Agnieszko, czytam Pani bloga od….doby i już wiele rzeczy chciałabym powiedzieć, o wielu porozmawiać. Ale do rzeczy. Ja trochę w drugą stronę. Nie taki żłobek-przedszkole dobre dla dziecka jak je malują. Każde dziecko jest inne Mój niespełna trzyletni synek poszedł we wrześniu do przedszkola. To co przeszedł przez ten miesiąc to gehenna. Z radosnego dziecka, które wesoło bawi się z dzieciakami sąsiadów pozostało tylko wspomnienie. Zamknął się, przestał przesypiać noce, wygląda na zastraszone dziecko. Odmawia wchodzenia po schodach choć po nich biegał wręcz bez mojej pomocy. Tydzień temu. Wizyta u psychologa(o dziwo, mądrego psychologa): ” proszę dziecko natychmiast zabrać z przedszkola. Dlaczego robi Pani mu krzywdę tylko dlatego, że wszyscy dokoła mówią że tak trzeba? Małe dzieci potrzebują przede wszystkim rodziców i rodziny a nie kolegów. Na kolegów przyjdzie czas”. Kariera synka w przedszkolu po miesiącu skończyła się a ja chyba do końca życia będę sobie wyrzucać co zrobiłam. Jednocześnie czytając w necie wpisy matek (trzeba, musi płakać, kiedyś przejdzie, wszyscy mówią, rozwój dziecka, bla, bla, bla) trafiłam na jeden, jedyny wpis ojca i tego się trzymam. Cytuję: „Autor: Paweł Mach ojciec
        Reakcje dzieci, jakie sa tutaj przez Państwa opisywane sa jak najbardziej normalne i świadczą tylko o tym, że nie sa one jeszcze gotowe emocjonalnie na bycie pozostawionym w przedszkolu przez swoich rodziców i nie ma to znaczenia w jakim są wieku. Uważam, że takie działanie rodziców wbrew gotowości dzieci jest robieniem im krzywdy psychicznej skutkującej na cale ich późniejsze życie – raczej na niekorzyść ( być może nie u wszystkich). Oczywiście, że padną tutaj argumenty – a co mam zrobić z dzieckiem kiedy musze iśc do pracy itp itd -ale tutaj jest wybór: albo praca albo dobro dziecka i rodziny. Obecnie stwarza się taki system żeby rozbić rodzinę, w taki sposób żeby oboje rodzice musieli pracować a opieke i wychowanie dzieci powierzyć obcym ludziom – SYSTEMOWI- choc to rodzice najlepiej znają swoje dziecko i wiedzą co i kiedy jest dla niego najlepsze. Wiekszość ludzi i „rodziców” dalo się oglupić SYSTEMOWI i uwierzylo ,że taki model cywilizacji musi byći nie ma innej możlwiśći ( jak zwierzaki w ZOO) i na sile a nawet z przekonaniem krzywdzą swoje dzieci łamiąs ich psychike i naturalne psychologiczne mechanizmy obronne. Oczywiście nie jestem zwolennikiem niuńkania dzieci i nadmiernego ich rozpieszczania ale wszystko w swoim czasie a nie wtedy kiedy system to określi.
        Także to co większośc z Państwa opisuje to jest wynikiem gwałcenia potrzeb psychiki dziecka przez rodziców dla wymogów SYSTEMU i jeszcze sie dziwią i pytaja jak tu zrobić zeby dziecko jak najmniej im w tym sprawiało kłopotu. Zastanówcie si nad tym na jakich ludzi i dla jakiego świata przygotowujecie SWOJE DZIECI !!!”

        1. Podpinam się rekami i nogami pod tym co Pani napisała. Nam psycholog powiedział, że dobrze robimy nie posyłając dzieci do żłobka. Dopiero wiek 4 latka to jest taki, kiedy można myśleć o przedszkolu. Ja wysłałam syna w wieku 5 lat, kiedy zmusił nas do tego obowiązek szkolny (wtedy sześciolatki szły do pierwszej, a pięciolatki do tzw. zerówki). Obserwuję, że w dzisiejszych czasach żłobki stały się obowiązkiem, a nawet modą – znajome mając 1,5 roczne czy dwuletnie dziecko, w momencie pojawienia się drugiego, posyłają starsze do żłobka, choć i tak siedzą w domu! Nie rozumiem argumentów, że w żłobku/przedszkolu nauczy się samo jeść, korzystać z nocnika, stanie się samodzielne – moje do żłobka nie chodziły, a jakoś nie miały z tym problemu. Ja po studiach przepracowałam rok, potem urodziłam dziecko i jeszcze jedno. Już 6 lat jestem z nimi w domu i zostanę ile będzie trzeba (oczywiście nie jestem zatrudniona, żeby nie było , że kogoś naciągam). Te kilka lat z całego swojego życia mogę poświęcić tylko dla moich dzieci. Jeszcze zdążę napracować się zawodowo. Oczywiście jest grupa kobiet, która musi wrócić do pracy i takich nie mamy prawa oceniać.

  13. Amelka z czasem da sobie radę! Uwielbiam czytać Twojego bloga, oglądać insta i obserwować was na facebooku 🙂
    Wiele razy oglądam wasze filmiki i płaczę ze śmiechu 🙂 Kochaną masz córcie!
    Buziaki dla Was, pozdrawiam Ola 🙂

  14. U nas to było tak:
    Najpierw przypadkiem udalo nam sie dostać do żłobka półprywatnego, gdzie mąż zaprowadził synka na dzien adaptacyjny i tak jak go zaprowadził tak stamtąd zabrał. Okazało się to totalnym nieporozumieniem. Nie chodziło o to, że synek się tam źle czuł i nie potrafił odnaleźć, ale o to, że to co sie w tym żłobku działo to pomyłka!
    Nastepnego dnia zaprowadził go dzieciecego klubiku, gdzie zostawił go po 10 minutach i tak uczęszcza tam już od kilku miesięcy. Synek odnalazł się w tym miejscu błyskawicznie. Gdy go odbieraliśmy po pierwszym dniu uśmiech nie schodził mu z buźki i nie nadążał z pokazywaniem i mówieniem co robil:)
    Tak pokochał to miejsce, że czasami cieżko go bylo zabrać.
    U nas przebieglo to tak, jakby nic się nie zmieniło. Trafił do miejsca, gdzie poczuł sie dobrze w pierwszej minucie i wszystko poszlo jakoś naturalnie:)

  15. o dziwo u nas wyglądało to praktycznie tak samo. Na początku bez problemu, a potem płacz i krzyk już w drodze do żłobka. Zuza w żłobku też podobno awanturowała się najbardziej…nie płakała…robiła opiekunkom piekło. Dzieci siadają do jedzenia-Zuza stoi. Dzieci wstają-Zuza siada. Dzieci się bawią-Ona idzie spać i na odwrót. Całe szczęście przeszło i teraz młoda nawet w sobotę ubiera buty i idzie do dzieci…awantura jest gdy zostaje uświadomiona, że jest sobota 😉 młoda dzis kończy 21 miesięcy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

dziewięć + 15 =

Mamowymi Oczami