I co z tym ŻŁOBKIEM Amelia?

Bardzo często piszecie do mnie żebym opowiedziała Wam naszą dalszą „przygodę” ze żłobkiem, oto ona!

Amelia poszła do żłobka od 1 września, szczerze to na 22dni była w nim z 10:/ Choroby, wirusy, katary i inne paskudztwa. Każda mama, która ma dziecko w żłobku czy przedszkolu wie, że ciężkie są powroty po dłuższej nieobecności (już nie wspominam, że taki sam dramat jest po zwykłym weekendzie). Nie należę do mam, które panikują czy zbytnio się martwią, ale ta sytuacja zachwiała moimi poglądami wychowawczymi.

Za każdym razem w drodze do żłobka jest płacz. „Mamo ja nie chce do żłobka, nie chce do dzieci, chce zostać z Tobą” i serce pęka. Wprowadzam ją płaczącą, przebieram lamentującą i pod drzwi idzie jak na skazanie. Przez chwilę słyszę jak płacze na sali, ale szybko uciekam – dosłownie. Zalecenie od bardziej doświadczonych mam i opiekunek ze żłobka było takie żeby zostawiać ją na 2-3 godzinki na początku. Tak też robiłam. Nadal chodzimy na 9 do 12. Śniadanie Amelia je w domu, obiad w żłobku. Od początku odbierając ją słyszałam jedno „nic nie zjadła, płakała, ale było lepiej”, od kilku dni chyba jest mały przełom 🙂 zjada obiady w żłobku! Dla nas to jak wygrana w totka, bo w domu ciężko ją zachęcić do jedzenia, jest typem niejadka. Niestety nadal ubieram ją na śpiąco z rana, ciężki przypadek śpiocha. Niestety nadal jest płacz w drodze do żłobka, ale powroty są fajniejsze. Kiedy ją odbieram wychodzi uśmiechnięta a Panie ciocie chwalą, że ładnie się bawi i  nie płacze. Opowiada z chęcią co robili i czego się uczyli; mówi, że chce iść na następny dzień. Rano sytuacja z płaczem się powtarza i tak non stop. Staram się prowadzać ją regularnie, robimy czasem wagary żeby wiedziała, że żłobek nie jest przymusem a miejscem do którego chodzi się pobawić, pouczyć fajnych piosenek i po przebywać wśród dzieci, że to bezpieczne i fajne miejsce gdzie chodzi kiedy rodzice są w pracy.  Tfu Tfu od października chorowała tylko raz (jelitówka) i chodzimy regularnie. Dzisiaj jesteśmy na wagarach, bo jedziemy na salę zabaw. Jutro pójdziemy na 9 i chociaż dzień w dzień od prawie 2 miesięcy jest płacz w drodze to wiem, że odbierając ją moje myśli „a może zawrócić do domu” miną tak szybko jak przyszły. Nadal serce boli kiedy płacze, niestety czasem wymusza to i próbuje na ile może sobie pozwolić. Nie raz było tak, że wytłumaczyłam jej gdzie i po co idziemy i zaakceptowała to, pod żłobkiem był spokój…niestety kiedy spotkałyśmy w szatni inne dziecko, które płakało wszystko wracało. Efekt fali ciągle działa 😉 Dobrze, że wiem, że kiedy drzwi się zamykają za nią i gubię ją wzrokiem wśród innych dzieci to przestaje płakać i ładnie się zachowuje. Serce wzrasta z każdym postępem. Wiem, że to co robimy ma sens i na pewno będzie tylko lepiej. Nie zrezygnujemy ze żłobka. Dziękujemy Paniom Ciociom, bo za każdym razem widzę jak podchodzą do dziecka z sercem na dłoni i pomimo kilku dzieci na jedną ciocię każde ma najlepszą opiekę i dostaje dużo ciepła i uwagi. Pani dyrektor zna każde dziecko i o każdym może powiedzieć jak się zachowuje i w czym problem, takie podejście sprawia, że łatwiej jest zawierzyć obcym (jak by nie patrzeć) ludziom swoje dziecko. Także mamy, mamusie jeśli się zastanawiacie czy warto, czy dacie radę to proponuje chociaż spróbować. Ja na początku byłam przekonana o swojej decyzji, później chciałam zabrać dziecko do domu i zapomnieć o żłobku a teraz powracam do tego, że to nasza dobra decyzja i jeśli tak jak u nas u żłobku, każdy problem dziecka traktowany jest indywidualnym planem to nie może się Wam nie udać. Nie dajmy się systemowi, że dziecko musi się przyzwyczaić na siłę. Każde dziecko jest inne i potrzebuje innego czasu adaptacji i innych metod. Może to trwać tydzień, dwa a czasem nawet kilka miesięcy, ale będziecie spokojne, że dziecko nie będzie narażone na niepotrzebny stres. U nas po takim czasie Amelia zachowuje się tak ja zawsze, nie jest osowiała i smutna – żłobek nie wpływa na jej zachowanie. Słyszałam, że dzieci stają się zamknięte w sobie przez to i nie potrafią nawiązywać kontaktów z rówieśnikami – nie powinno tak być! Jeśli jest taki problem należałoby skonsultować się ze specjalistą, bo nie każde dziecko jest gotowe emocjonalnie na rozłąkę z rodzicem i warto o tym pamiętać. Wydaje mi się, że dobrze opracowany plan działania/adaptacji to podstawa no i oczywiście każda mama-tata wie na co stać jego dziecko. U nas nasz plan sprawdza się super. Mam szczęśliwe i zadowolone dziecko (oprócz drogi do żłobka oczywiście;p ale to też minie) i z czasem będziemy zwiększać liczbę godzin, ale to jeszcze nie teraz, może za miesiąc będzie zostawać na spaniu. Trzymajcie kciuki żeby dalej szło nam tak fajnie:) i nie łamcie się, będzie dobrze !!!

592

Do następnego, xoxo.

22 komentarzy

      1. Zajmujecie miejsce w żłobku publicznym? 1000 dzieci czeka na miejsce a ty wysyłasz po 2 miesiącach dziecko na 3 godziny. Lubię was, ale takie zachowanie uważam za nieodpowiedzialne. Zostaw ją lepiej w domu skoro możesz sobie na to pozwolić. Niech skorzysta, ktoś kto nie ma co zrobić z dzieckiem przez 10 godzin dziennie.

        1. Przeszłyśmy taką samą rekrutacje jak każdy i nie uważam, że powinnam oddawać komuś to miejsce skoro właśnie nam je przyznano. Takie mam zalecenia ze żłobka dostosowane do mojego dziecka – jest więcej takich dzieci. To jak planuje dzień aby móc ją zabrać po 3-4 godzinach to moja sprawa i proszę mnie nie oceniać czy jestem odpowiedzialna czy nie, bo mnie nie znasz. Uwierz nie siedzę w domu i nie popijam kawy w tym czasie kiedy Amelia jest w żłobku i niestety nie mogę sobie pozwolić na zostawienie dziecka w domu. Pzdr.

        2. O nie, to przesada. Rozumiem, że prowadząc blog nie ma co się dziwić, że później ktoś skomentuje kwestię smoczka, pieluch czy ostatnie jedzenie słodyczy, nawet dobrze jeżeli miałoby to komuś coś pomóc, nie jestem przeciwniczką konstruktywnej krytyki. Ale czepianie się o to, że dzieciak przystosowuje się tak czy inaczej chyba nie do końca zależy od matki?! I pretensje możesz wyrazić na karcie wyborczej w niedzielę, bo to nie moja wina (moje dziecko tez zajmuje komuś miejsce, mało tego być może komuś BARDZIEJ POTRZEBUJĄCEMU), że mi się udało, a innemu nie…tak już u nas jest.

  1. Wiesz czemu jest niejadkiem? bo je za dużo słodyczy! Ciągle na Twoim blogu wrzucasz zdjęcia z Amelią, która je lizaka, lody czekoladowe, coca cola, lody w polewie czekoladowej, słodkie kakao, kinderki… a ile wcina poza obiektywem aparatu?
    Dziecko, które nie ma skończonych 3 lat je takie rzeczy… Po co w ogóle pakować w tak małe ciałko tyle cukru?? Po co ja się pytam?

    1. Ehhh. Tak na prawdę to jest wyłącznie moja sprawa co daje swojemu dziecku, nigdy nie zrobiłabym jej krzywdy. Słodycze dostaje bardzo sporadycznie, a to, że jest z nimi na zdjęciu to przypadek. Amelia od zawsze była niejadkiem, nawet kiedy nie wiedziała co to słodycze (długo jej nie dawałam nawet spróbować). Dzieciństwo rządzi się swoimi prawami, więc niech każdy pilnuje swoich pociech i ich rozwoju w taki sposób jaki uważa za najlepszy. Pozdrawiam.

      1. Oczywiście, że to Twoja sprawa, ale prowadzisz publicznego bloga, więc musisz być gotowa, na to, że ludzie będą komentować. Czasami te komentarze to po prostu „hejt”, a czasami zwrócenie uwagi. Lubię Was czytać, ale po prostu z paroma rzeczami się nie zgadzam i mi się nie podobają, to naturalne, że je komentuje, skoro prowadzisz bloga dla wszystkich.
        A w kwestii słodyczy ja tylko się wypowiedziałam, że nie rozumiem, jak można dwulatce dawać tak szkodliwe słodycze – rozumiem, jakby to było coś „bio” „eko” itd, ale czekolada z utwardzanych tłuszczy, nawet sporadycznie nie robi absolutnie NIC dobrego. Oczywiście zrobisz jak chcesz i wiem, że nie chcesz zrobić jej krzywdy, ale dawanie takich rzeczy w tak młodym wieku jest po prostu nierozsądne.

        1. Oczywiście komentarze jak najbardziej wpisują się w funkcję tego co robię i są częścią bloga, więc nie mam nikomu za złe jeśli wyrazi swoje zdanie w danym temacie. Proszę tylko aby robić to w kulturalny sposób i nie atakować się wzajemnie, bo nie na tym tym to polega. Poczułam się atakowana tymi pytaniami i powtórzeniami oraz ilością znaków zapytania 😉 ewidentnie nie tylko ja to tak odebrałam, ale ok rozumiem Twój pkt widzenia. Tak jak napisałaś moja sprawa i uważam, że dobrze wychowuje swoje dziecko. Wg mnie temat słodyczy, karmienia piersią, szczepionek czy żywienia ogólnie, zawsze będzie budził skrajne komentarze. Każdy ma swoją rację prawa? pzdr.

          1. no to przepraszam, jeśli poczułaś, że to atak – bardziej chodziło mi o zaznaczenie jak istotne jest karmienie dzieci zdrową żywnością. Nie uważam, że zrobiłam to niekulturalnie.
            Każdy ma swoją racje, to prawda.
            Rób jak uważasz, a dla Amelii dużo zdrowia!

  2. Ja dodam od siebie troche bardziej zachecajace doswiadczenia . Lili spi w zlobku od miesiaca,ciocia sama zaproponowala zeby juz ja zostawiac na dluzej, je, bawi sie, nie bylo zadnych kryzysow wrecz Piotrek odprowadzajac ja do dzieci,po zalozeniu kapciuszkow mowi „no lec” i zanim schowa jej rzeczy do ona juz wali w dszafecjuzrzwi od sali lub ewentualnie lezy na , bo nie wyrobilaechu 😉 i zakreciewyrobilaposp poki co ani rchorkiazanirazuec nie ma co sie nastawiac,ze jak dziecko pojdzie do zlopojdzloba czy przedszkola,to od zaraz bedzie chorowac. Dlatego trzeba pamietac o tym,ze nie ma zasady dla wszystkich, kazde dziecko jest inne i jednemu adaptacja zajmie 3 dni,drugiemu 3 miesiace,ale z mojej strony-nie zamienilabym naszego zlobka na zadna nianie!

  3. Dokładnie, każde dziecko jest inne, widzisz ja Maye dałam do przedszkola całkiem niedawno, mogłam to zrobic wcześniej, ale bałam sie, nie wiedziałam jak zareaguje na obce (z poczatku) otoczenie, panie ciocie, dzieciaki. Ale kiedy widząc ja zaczepiająca obce dzieci i to w rożnym wieku od roczku po 10 lat stwierdziłam, ze sie nje boi, jest odważna. Tak wiec zapisałam ja do przeszkola i ku mojemu zdziwieniu radzi sobie bardzo dobrze ba nawet za dobrze bo nie chce wracać do domu! Takze trzymam kciuki za Melcie, to kochana dziewczynka, moja ulubiona internetowa ❤️❤️❤️Buziaki

  4. Ja tez swoja corcie poslalam od wrzesnia do zlobka i na poczatku bylo fatalnie- placz itd. Zostawialam ja na 3 godzinki. Tez nic nie chciala jesc? przelomem byl dzien kiedy sama ja nakarmilam, chyba sie przekonala ze jak mama daje to sie nie otruje? od tego momentu bylo coraz lepiej i teraz zostaje juz do 14 nawet ze spaniem. Takze wszystkie mamy, glowa do gory! Poczatki zawsze sa najgorsze

  5. Uwielbiam oglądać Twoją córeczkę, zawsze śledzę z przyjemnością Waszego snapchata. Przyznam się szczerze – też mi przemknęło przez chwilę przez myśl, że Amelka je trochę za dużo słodyczy. A potem pomyślałam, że po pierwsze: przeciez nie podglądam was 24 h/dobe i nie mogę wiedzieć jak to naprawdę wygląda, a po drugie – to nie moja sprawa! I nigdy nie przyszłoby mi do głowy żeby robić Ci jakieś uwagi na ten temat. Widać, że kochasz swoją córkę do szaleństwa i nie jestes mamą która posadzi dziecko na pół dnia przed telewizorem żeby mieć spokój. Widać też, że jesteś bardzo normalną, naturalną, pozytywną dziewczyną i że nie 'kalkulujesz’, nie udajesz tylko chcesz nam pokazać swoją zwyczajną codzienność. I niestety chyba przez to narażasz się trochę na reakcje tych sfrustrowanych hejterek. Może poprostu warto trochę bardziej kontrolować to co sie wrzuca do sieci. To niestety prawda że w internecie nic nie ginie i każdy, a już zwlaszcza rodzic publikujący filmy/zdjęcia dziecka, które nie bardzo ma szansę się wypowiedziec we własnym imieniu czy chce tego czy nie, powinien o tym pamiętać.

    I tak mi jeszcze przyszło do głowy: jak 'idealne mamusie’ zobaczą gdzieś dziecko jedzące czekoladę czy oglądające TV to krzyczą na lewo i prawo jaka to #złamatka, a kiedy ktoś robi dziecku prawdziwą krzywdę psychiczną lub fizycznę (np. bije, czy zostawia zapłakane dziecko gdzies na placu zabaw mówiąc 'jesteś niegrzeczny więc mama sobie idzie’), to wtedy jakoś wszystkie odwracają wzrok i udają, że nie widzą co się dzieje. A potem słuchamy w TV o dzieciach katowanych przez rodziców, a sąsiedzi mówią 'nic nie slyszałem, przeciez to taka spokojna rodzina była’.. przykład może drastyczny, ale wydaje mi się, że celny. Ludzie wylewają swoje frustracje na innych bez powodu, a gdy dzieje się coś naprawdę złego, to jak zwykle większość ogarnia znieczulica.

    Trzymaj się i mam nadzieję że przez tą ostatnią 'aferę’ nie zabraknie na snapie przezabawnych filmików z Amelką 🙂

    1. Dziękuje bardzo. Dokładnie tak jak piszesz, nic nie ginie w internecie a ja bardzo uważam co dodaje i kontroluje każdą rzecz którą się „dzielę”. Nigdy nie wrzucam niestosownych treści (np. gołego dziecka), a co do zdjęć ze słodyczami czy gdzieś w tle włączonym tv to nie widzę tu związku z prawdziwą krzywdą o której faktycznie wspomniałaś. Niestety ludzie reagują na nie te „krzywdy” na które powinni…gdyby takie mamy przełożyły swoje wrogie siły z nas na te matki/rodziny, które biją i maltretują swoje dzieci to miało by to sens!
      Pozdrawiam 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

cztery × cztery =

Mamowymi Oczami