Restauracja & dziecko. Moje zasady.

Myślę, że nieraz zastanawialiście się czy wyjść z dzieckiem na obiad czy kolację gdzieś „do ludzi”, na czym stanęło? Ja na początku miałam wiele obaw przed takimi wyjściami. Jeszcze przed urodzeniem się Amelii, temat dzieci w restauracji nie był mi obcy. Szczerze to nawet osoby bezdzietne mają stuprocentowe prawo do wypowiadania się w tym temacie.

Co sądzicie o dzieciach w restauracji? Czy zawsze takie miejsce musi być dla nich przyjazne? Czy nie wydaje się wam, że my jako rodzice wymagamy czasem zbyt dużo od takich miejsc?

Swoje zdanie wyrobiłam już dawno na ten temat i to, że na świecie pojawiła się Amelka nic nie zmieniło. Osobiście jestem za „nauką bywania”, co kryje się pod tym określeniem już piszę.

To jak zachowują się dzieci w takich miejscach jest nauką, bądź jej brakiem podyktowanym kształtowaniem przez rodzica. Nie wyobrażam sobie córki biegającej i zachowującej się głośno w restauracji. Zawsze przeszkadzało mi kiedy rodzice siedzieli sobie beztrosko, śmiejąc się i nie zwracając uwagi na swoje dziecko, które czołga mi się pod nogami i piszczy ganiając się z bratem. Jako matka, też nie rozumiem i nie toleruje takich sytuacji. Są pewne niepisane zasady wg mnie, które stosuje od początku. Powiem, Wam, że kiedy idę z Amelką np. na obiad, czy kiedy gdzieś jesteśmy na urlopie to nie mam obawy, że ktoś będzie krzywo na nas mnie patrzył.

Co robię, aby miło i spokojnie spędzić czas w restauracji:

  • Od narodzin Amelii staramy się wychodzić co jakiś czas z nią w takie miejsca, gdzie jest więcej ludzi. Przyzwyczajamy ją do aklimatyzacji w społeczeństwie i różnych miejsc. Chciałabym żeby bez problemu można było z nią wejść wszędzie, a ona nie będzie czuć się nieswojo.
  • Fajnie jak w restauracji znajduje się kącik dla malucha, ale rozumiem też kiedy go nie ma. W torebce mam przygotowane pisaki na taki wypadek, notes zawsze mam przy sobie. Zazwyczaj planujemy takie wyjścia i jeśli nie znamy restauracji warto mieć pod ręką jakąś niedużą zabawkę dla dziecka.
  • Zazwyczaj nie czekamy dłużej niż 15-20min na zamówiony posiłek, więc staram się w tym czasie zając czymś dziecko. Amelia nie chodzi po całej restauracji, jeśli nie chce z nami siedzieć, a jest miejsce dla dzieci to idzie tam. Kursuje od naszego stolika (który wybieramy pod kącik dla maluchów) do swojego. Jeśli nie ma miejsca dla dzieci to siedzi z nami, nie ma z tym problemu.  A kiedy nie chce być z nami? kiedy widzi stolik z kredkami 😉 zrozumiałe.
  • Nie pozwalam jej na chwilę mojej nieuwagi. Idziemy do restauracji z dzieckiem, więc pilnujemy tego dziecka. Jeśli mam ochotę wyjść z narzeczonym i chcemy „zatracić się w swoich pięknych oczach”, to dziecko zostaje z dziadkami, a my mamy czas na zajmowanie się wyłącznie sobą.
  • Fajnie kiedy dziecko wie co lubi i ze smakiem zjada wszystko, niestety u nas różnie to bywa. W menu zazwyczaj znajduje się osobna propozycja dla dzieci. Niestety bardzo często jest to wyłącznie kotlet z piersi z kurczaka, frytki i surówka. Jako mama chciałabym rozszerzać dietę dziecka o nowe smaki, więc w tym momencie staram się zamawiać jeden posiłek dla nas obu. Ile razy zdarzyło się wam, że dziecko dzióbnęło swoją porcję i zbuntowane mówi – nie, mi często. Nie zjem dwóch dań, więc jej się marnuje. Wychodzę z założenia, że jeśli nie smakuje to nie jedz. Amelia nie ma ulubionej potrawy i dlatego łatwiej kiedy zje trochę (lub sporo-to lepiej) ode mnie, bo i tak to duża dorosła porcja, której sama bym nie zjadła… niż mamy marnować jedzenie. Praktykujemy to od dłuższego czasu i nikt nie wychodzi głodny.

Ogólnie wyjścia z dzieckiem nie powinny nas stresować i jeśli Amelia zachowywałaby się źle, lub jeśli by nie lubiła chodzić w takie miejsca to nie zmuszałabym jej. Nic na siłę.  Chciałabym wychodzić jednak z dziećmi wśród ludzi i nie przejmować się, że dziecko mi czołga się po podłodze, czy przeszkadza swoim bieganiem innym, którzy przyszli w spokoju zjeść. Jestem tolerancyjna, ale zdaje sobie sprawę z tego, że nie wszyscy są. Jeśli idziemy do restauracji, gdzie nie jest ona typowo dla dzieci, to pilnuję aby to jak zachowuje się Amelia było odpowiednie do miejsca. Możecie myśleć, że „ale to przecież dziecko”, szczerze to jeśli to dziecko, to nie mamy uczyć go zachowań odpowiednich do miejsca? Czy jeśli idziecie do banku to dziecko skacze po krześle na poczekalni, tak jak na trampolinie w bawialni? Oczywiście, że nie pozwalacie. Chociaż byłam świadkiem różnego podejścia do wychowywania i widziałam takie przypadki, dramat. Dziecku trzeba wytłumaczyć i pokazać gdzie, co można. To my uczymy nasze pociechy, więc takie wyjścia w różne miejsca, to też jest forma edukacji.

Nie każdy musi się zgadzać ze mną i nawet grzeczne dziecko potrafi jakoś przeszkadzać pani/panu obok, ale wszystko jest dla ludzi. Dziecko też człowiek, który uczy się świata od dorosłych, wiec dajmy mu dobry przykład i szansę na poznawanie nowych rzeczy, miejsc i sytuacji. Kiedy urodzi się maluch, będziemy wychodzić we czwórkę. Będzie to nowe wyzwanie i zobaczymy czy damy radę temu sprostać, w taki sposób jaki do tej pory się staramy.

Przy okazji wpisu chciałabym Was serdecznie zaprosić na RESTAURANT WEEK w Szczecinie , gdzie mam wielką przyjemność być ambasadorem RESTAURACJI STARA RZEŹNIA . Wczoraj byłam na degustacji dwóch menu, przygotowanych specjalnie na tą okoliczność i powiem wam, że „niebo w gębie” !!! Zachęcam do rezerwowacji stolików w restauracji, a menu festiwalowe znajdziecie tu – menu

10660132_1130883426942144_6744562461918477837_n

74969_954836757971303_7790520558320295174_n

Do następnego, xoxo.

8 komentarzy

  1. Byłam ostatnio z moim 13 miesięcznym synkiem, ale niestety on w krzesełku siedzieć nie lubi, dodatkowo nauczył się chodzić więc energia go rozpiera.. Ciężko tak małemu dziecku wytłumaczyć, że ma siedzieć na miejscu.. Chętnie bym posiedziała z nim 🙂 Zabawki interesują go na 3 minuty, a jak widzi inne dziecko to oczy ma jak 5-cio złotówki 😀

    1. rozumiem 🙂 przy dziecku, które rozpiera energia i chęć poznawania świata w tym wieku, ciężko usiedzieć. Amelia w tym wieku też długo nie usiedziała, na szczęście ten etap przetrwaliśmy na restauracyjnych ogródkach, gdzie w okresie letnim zawsze jest „domowe przedszkole” 😉

  2. Bardzo podobaja mi się Twoje złote zasady jak i całe spostrzeżenia na temat bywania dziecka w resuatacji. Osobiście chociaż dziecka jeszcze nie posiadam uważam podobnie jak Ty. Nie sztuka jest wejść do restauracji z dzieckiem i zapomnieć ze się je ma kiedy coś zbroi czy Też „lata” po całym obiekcie głośno a właściwie rozpaczliwie wołając do swoich rodziców. Sztuka jest natomiast próbować wychować dziecko tak aby powoli próbowalo akceptować świat takim jakim jest. W dzisiejszych czasach kiedy internet i gadżety elektroniczne królują nie tylko w domach ciężko jest zająć dziecko „normalnym” zabawkami. Kiedy czytam bloga Twojego to myślę sobie ze chciałabym mieć takie dziecko jak Twoje, albo podobne zachowaniem do Twojego. OS Was bije ciepło i spokój; miłość radość o szczescie:) super ze jesteście może niebawem nadejdzie czas ze i ja będę czerpać Wasze złote zasady pełnymi garsciami! !!!

    1. Dziękuję bardzo! Ważne by nie zapominać o świecie nas otaczającym w obecności dziecka, bo to też tak na prawdę dla dobra i bezpieczeństwa naszych pociech w takich miejscach powinniśmy ich szczególnie pilnować 🙂 Życzę aby w przyszłości planowanej lub mniej planowanej, spotkało Cie cudowne macierzyństwo <3 Pozdrawiam.

  3. Amen! Jestem tego samego zdania. Ja w zasadzie do dziś mam obawy i stresuje się każdym wyjściem z Kacperkiem, aczkolwiek zazwyczaj kończy się to całkiem przyjemnie 🙂 z jedzeniem nie zawsze jest sielanka 😉 ale zestaw zabawek pod ręką – uratował nie jedną sytuację 🙂 synek kończy niedługo 20 miesięcy, dotychczas wybierałam miejsca naszych obiadów czy też deserów typowo pod Niego, z kącikiem i menu przygotowanym pod dzieci, ale powoli od tego się odzwyczajam. Chciałabym żeby wiedział, że są też miejsca w których powinien zachowywać się inaczej, niż przy stoliku z kolorowankami 🙂 pozdrawiam ! I dużo zdrówka dla Ciebie i dla maluszka 🙂 dbaj o siebie ! 🙂

  4. U nas na szczeście nie ma problemu z Karolem (16miesiecy) zeby wyjsc na kolacje czy obiad. Kolacja typu „patrzenie sobie w oczy” zawsze jest z dzieckiem. Bo dziadki mieszkaja 5tys km od nas. 🙁 a rodzina ze str meza mieszka innej wyspie. Wiec „ratuje nas filmik” Swieta Pepa:D

  5. U nas na szczeście nie ma problemu z Karolem (16miesiecy) zeby wyjsc na kolacje czy obiad. Kolacja typu „patrzenie sobie w oczy” zawsze jest z dzieckiem. Bo dziadki mieszkaja 5tys km od nas. 🙁 a rodzina ze str meza mieszka innej wyspie. Wiec „ratuje nas filmik” Swinka Pepa:D

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

4 + 13 =

Mamowymi Oczami